Dom Europejczyka - wizyta obowiązkowa  będąc w Brukseli

maja 22, 2021

Dom Europejczyka - wizyta obowiązkowa będąc w Brukseli

W miniony weekend po raz drugi odwiedziłam Dom Historii Europejskiej w Brukseli i byłam nim raz jeszcze oczarowana. Co to jest? Muzeum Europejskie lub Dom Europejczyka, bo tak też nazywa się to miejsce, to projekt Parlamentu Europejskiego mający na celu przedstawić społeczeństwo i wielowiekowe interakcje wewnątrz niego, pokazać wydarzenia z różnych punktów widzenia oraz, a właściwie przede wszystkim, prezentuje zbiór płaszczyzn historii europejskiej. To naprawdę niezwykłe miejsce, które wg mnie powinien odwiedzić każdy zwiedzający belgijską stolicę. Przedstawia w unikalny sposób historię, kulturę i transnarodowość Europy przy czym nie skupia się wyłącznie na Unii Europejskiej. Prym wiedzie Europa jako całość.
Otwarcie: 6 maj 2017r.
Adres: Rue Belliard 135
Dzielnica: Instytucje Europejskie, Park Leopolda

Najważniejsze jest to, że jest darmowe wejście do muzeum! To projekt skierowany do każdego Europejczyka, zwiedzanie tego miejsca jest dostępne na wszystkich. Wiadomo, grupy zawsze są traktowane inaczej i muszą zwiedzanie rezerwować ale przeciętny pojedynczy śmiertelnik nie musi

Muzeum dzieli się na 2 części, które zwiedzić można niezależnie od siebie:

  • Ekspozycja stała - kilkupiętrowa historia kontynentu i jego społeczeństwa od zalążków aż do czasów najnowszych z zakątkiem z obecnymi wyzwaniami Europy. Każde piętro reprezentuje inny czas w historii i przedstawia jego najważniejsze wydarzenia takie jak tworzenie i ewolucja języków, pierwsze konstytucje, industrializacja, kolonizacja, wojny światowe, boom lat 60 i krach w latach 80. Każdy z tych wydarzeń ma swój specyficzny klimat i niezwykle imponujące konstrukcje jak np. maszyna drukarska Gutenberga.
  • Ekspozycje tymczasowe - przedstawiają w bardziej szczegółowy sposób konkretne zagadnienie, temat lub specjalne kolekcje. Jak sama nazwa wskazuje, ekspozycje te nie są dostępne w muzeum przez cały czas. Osobiście byłam tylko na jednej takiej wystawie w pierwszym roku działalności muzeum i skupiała się na rodach królewskich Europy. Elementem kluczowym była ogromna mapa z pinezkami reprezentującymi relacje między wybranymi członkami tych rodzin. Obraz ten totalnie utkwiła mi w głowie przez ilość tych połączeń 😅 bo mapa sama w sobie nie była zanadto widoczna.


Jak wspomniałam, byłam w Domu Europejczyka już 2 razy i mogłabym tam iść kolejne sto bo to jak przestawione są tam dzieje kontynentu jest piękne i totalnie oddziałuje na wszystkie zmysły (no może poza zapachem😅). Każde piętro, a jest ich 4, jest pełne artefaktów, zdjęć, tematycznych konstrukcji, starych map i i tych interakcyjnych oraz plansze interaktywne, ukryte szuflady, dodatkowe ekrany .... dużo tego. Nie ma jak się tam nudzić.

Ideą jest pokazanie historii Europy z innej perspektywy. Udało się to częściowo. Wystawa stała oczywiście pokrywa wiele punktów widzenia (Polska, Benelux, Bałkany) ale wiadomo nie wszystkie bo to byłoby po prostu nie do osiągnięcia. Znaczące wydarzenia pokazane są z kilku perspektyw, a te mniejsze przedstawione są jako tło innych wydarzeń lub jak połączone ze sobą dały taki a nie inny efekt. To, co tu stworzono to bardziej transnarodowa narracja historyczna niż przedstawienie punktów widzenia. Narracja ta pozwala na bycie bardziej obiektywnym co nadaje wystawie neutralność. Wg mnie przy wydarzeniach takich jak kolonializm czy wojny światowe, neutralność ta jest jak najbardziej wskazana 😬 Tym co poza tematem podoba mi się najbardziej w Domie Historii Europejskiej to jego interaktywność. Tego typu ekspozycje, przyciągają dzieci, młodych, dorosłych i starych czyli każdego. Niby zwykle przeciąganie obrazków, klikanie w ekran i otwieranie kolejnych kafelek, a bawi każdego. W kilku miejscach można nawet posłuchać przez słuchawkę ważnych wypowiedzi osób publicznych co przy znajomości języków obcych jest dodatkową frajdą.

To jak, idziemy następnym razem razem?
Język native speakera

maja 19, 2021

Język native speakera

Język angielski to, po hiszpańskim i mandaryńskim, najpopularniejszy język na świecie. Jest używany przez ponad 500 mln ludzi, w 60 krajach klasyfikowany jako język urzędowy i jest uznawany za jeden z prostszych do nauki. Ta popularność wpływa na mowę codzienną, i nie chodzi mi tutaj o różnice między brytyjski, amerykańskim i australijskim angielskim (o tym mówiłam we wcześniejszym poście), a o język potoczny. Bo praktyczne każde społeczeństwo na świecie wykreowało taką formę swojego rodzimego języka. 

Język potoczny to język którym porozumiewamy się na co dzień w rodzinie lub w grupie naszych znajomych. Charakteryzuje go zatem swoboda wypowiedzi, bezpośredniość i ukryte znaczenia. Rzadko kiedy języka potocznego używa się w formie pisemnej, jest to bardziej język mówiony niż pisany. Ma on za zadanie szybko zareagować i przekazać potrzebne informacje bez zbędnych konstrukcji gramatycznych. Slang, tak też często tytułuje się język potoczny, kształtuje się w różnych grupach społecznych i subkulturach i różni się od siebie w zależności o ich poziomu społecznego, zainteresowań lub zawodu. Te różnice niejednokrotnie nie pozwalają mówcom poprawnie się zrozumieć.

W swoim naukowym życiu, pod względem języka angielskiego, odbyłam wiele kursów językowych gdzie bardzo często przekazywano nam kilkustronne listy idiomów do nauki "na blachę". Wtedy nie rozumiałam do końca po co mi wiedzieć, że once in a blue moon oznacza bardzo rzadko, bo przecież mogę po prostu powiedzieć "rarely" albo "hardly-ever" 😐 dopiero z czasem okazało się, że idiomy w bardzo szybki sposób przedstawiają co chcę powiedzieć i nie musze zastanawiać się za bardzo nad odpowiednią składnią czy czasem. 


Mieszkając poza Polskimi granicami, język angielski stał się moim głównym sposobem komunikacji. Bez jego dobrej znajomości trudno byłoby zrobić cokolwiek. Ucząc się języka nie można pozostawać tylko przy książkach i sztampowej gramatyce. Gdy zna się już dobre podstawy trzeba wyjść do ludzi i posłuchać jak mówią. W taki sposób nie tylko łatwiej nauczyć się normalnych słówek ale także można podłapać nowe i bardziej ciekawe słownictwo. Jeśli jest się na tyle odważnym to można w ramach treningu też porozmawiać 😁 Język potoczny przydaje się do tego niesamowicie!


Do najbardziej popularnych i najczęściej przeze mnie słyszanych idiomów należą: 

A blessing in disguise - Szczęście w nieszczęściu

Beat around the bush - Owijać w bawełnę

Better late than never - Lepiej późno niż wcale

Break a leg - dosł. Powodzenia

Call it a day - Zakończyć pracę

Cut somebody some slackDać komuś trochę luzu, odpuścić mu

Cutting cornersRobienie czegoś niedokładnie, aby zaoszczędzić czas lub pieniądze

Get out of hand Tracić nad czymś kontrolę

Get something out of your systemZrób lub powiedzieć coś, co chciałeś, aby móc przejść dalej

Get your act together Zbierz się do kupy

Give someone the benefit of the doubt Zaufać komuś pomimo wątpliwości

Go back to the drawing board - zacząć od nowa

Hang in there - Trzymaj się, dasz radę

It's not rocket science - To nie jest takie trudne; To nie czarna magia

Make a long story short - dosł. Skrócić wypowiedź

Miss the boat - przeminęło z wiatrem, stracić okazję

No pain, no gain - bez pracy nie ma kołaczy

On the ball robić coś dobrze, być na fali

Pull someone's leg  nabijać/śmiać się z kogoś

Pull yourself together - wziąć się w garść

So far so good - dosł. jak na razie jest dobrze

Speak of the devil - o wilku mowa

That's the last straw - cierpliwość się skończyła

The best of both worlds sytuacja idealna

To make matters worse - pogorszyć cos

Under the weather - być chorym, źle się czuć

We'll cross that bridge when we come to itNie martwić się na zapas


Język potoczny to nie tylko idiomy. Do ich łatwiejszej formy należą pojedyncze słówka i krótkie frazy. Ich używanie wskazuje zarówno na dobrą znajomość języka ale także pozwala na stworzenie bardziej naturalnych i przyjacielskich relacji.

Przykłady potocznych słówek: 

Dude – przyjaciel

Fake – podróbka

Aussie – Australijczyk

Eon – wieczność

Hack – dawać sobie radę

Ish – około / mniej wiecej

Kiwi – Nowozelandczyk

Lappy – laptop

Nope – nie

Outfox – przechytrzyć

Uni – uniwerystet

Vacay – wakacje

Wack – kiepski

Zapper – pilot do telewizora


I na koniec kilka potocznych zwrotów: 

bad patch – zła passa

big-head – zarozumiały

cold fish – niewrażliwy

pack of lies – stek kłamstw

piece of cake – pestka/bułka z masłem

shot in the dark – na chybił trafił

vicius circle – błędne koło

white lie – niewinne kłamstwo

swear like a sailor – kląć jak szewc

to fall on one’s feet – upaść na cztery łapy

to get cold feet – stchórzyć

to have a sweet tooth – lubić słodycze

to be loaded – być nadzianym/bogatym

inside out – znać/sprawdzic na wylot

on the road – w podróży

give-and-take – kompromis

chicken out – stchórzyć

couch potato – ktoś, kto siedzi na kanapie, nic nie robi, leń

Eurowizja. Kochana i nienawidzona.

maja 17, 2021

Eurowizja. Kochana i nienawidzona.

Pierwszy półfinał Eurowizji już jutro i Europa znów podzieli się na tych, którzy ją uwielbiają i tych którzy omijają ja szerokim łukiem. Tych którym jest ona obojętna jest niewielu, że nie ma co ich liczyć 🙊Przyznaję, że w moim życiu przeszłam przez wszystkie grupy i doszłam do etapu gdzie jestem ogromną fanką i zeszłoroczny maj bez Eurowizji był dla mnie dość niepełny. Wielu z moich znajomych w dalszym ciągu nie rozumie dlaczego uwielbiam ten konkurs. To właśnie ich pytania podsunęły mi pomysł na mały research i napisanie tego posta. 

Już jutro (18.05.2021) rozpoczyna się kolejny konkurs Eurowizji. Po rocznej przerwie, fani w końcu mogli zobaczyć i posłuchać swoich reprezentantów na scenie w Amsterdamie. Choć obecnie rezyduję w Antwerpii i oddalonej od Amsterdamy zaledwie 2 godziny samochodem, to i w tym roku nie pojechałam. Mam nadzieję, że kiedyś doświadczę tej niesamowitej atmosfery! Do tego czasu planuję tworzyć magiczną atmosferę w domu z przysmakami z różnych krajów 😁. Show się jeszcze nie zaczęło, a ja już słyszę pytania narzeczonego - jak możesz lubić te piosenki? Co jest fajnego w tej Eurowizji? Znowu będziesz kupować płytę?


W roli wstępu dla tych, którzy nie wiedzą o czym mowa, zacznę od tego czym jest "ta Eurowizja". 

Jest to muzyczne show organizowane od lat 50. XX wieku i wpisane w 2015 roku do księgi rekordów Guinnessa jako "najdłużej transmitowany coroczny konkurs muzyczny w historii". Utwory wykonywane są przez przedstawicieli publicznych stacji telewizyjnych będących członkami Europejskiej Unii Nadawców (EBU). Oczywiście transmitowany jest w całej Europie ale nie tylko! Kraje takie jak Egipt, Jordania, Chiny, Korea Południowa, Japonia, Stany Zjednoczone, Kanada, Tajlandia, Meksyk czy Nowa Zelandia także go oglądają! Choć konkurs jest "europejski" to uczestnictwo nie jest geograficznie ograniczone dlatego występują w niej takie państwa jak Izrael, Armenia czy Maroko. Ideą stworzenia Eurowizji było zjednoczenie państw Europy, które w dalszym ciągu ogradzały się po wojnie, i utworzenie wspólnego programu rozrywkowego. Trzeba im przyznać, że udało się! Organizatorem konkursu jest zwycięzca z roku poprzedzającego, a miasto wybierane jest min. wg ilości hoteli. 

  

Wracając do głównego punktu. Cechy charakterystyczne Eurowizji to rozmach, specyficzna muzyka oraz różnorodność występów, i to właśnie one są kością niezgody między zwolennikami i przeciwnikami konkursu.

  • Muzyka. Jest to konkurs, który nadaje cały świat zatem reprezentanci krajów dają z siebie wszystko. Niektórzy mówią, że wysyłają swoich największych i najbardziej utalentowanych artystów, z czym mogłabym się kłócić ale niech im będzie 😅 Niemniej podczas większości występów można usłyszeć fantastyczne głosy, oryginalne i wpadające w ucho piosenki z każdego możliwego gatunku. Przez ostatnie 50 lat na scenie Eurowizji mogliśmy usłyszeć muzykę ludową, jazz, heavy metal, ballady, rap, operę, piosenki disco i alternatywne. To jest to co ja uwielbiam, a mój narzeczony nie potrafi pojąć. Brak ustalonego stylu muzyki, bałagan gatunkowy i niejednokrotnie kiczowane piosenki to to co ludziom najczęściej przeszkadza. Rozumiem ich, czasami zdarzają się występy totalnie przesadzone ale to jest urok ten konkursu i wg mnie bez nich to nie byłoby to samo!

  • Moda i występy. Wspomniany wcześniej kicz zazwyczaj nie wywodzi się z samego tekstu piosenki czy umiejętności piosenkarza/rki. Głównie chodzi tu o występ. W ciągu tych 5 dekad na scenę trafiły totalne perełki z każdego zakątka Europy i przeszły tym samym do historii - Verka SerduchkaLordiBuranovskiye Babushki za swój performance; Sunstroke Project za umiejętności saksofinisty, a nasi Cleo & Donatan za epickie wyrabianie masła😂

  • Różnorodność. Jednym z największych powodów obsesji na punkcie Eurowizji jest to, konkurs piosenki jest celebracją różnorodności. Eurowizja postawiła sobie za cel przekraczanie granic i przyjmowanie ludzi z różnych środowisk, bez względu na ich rasę, seksualność, wiek, płeć czy kulturę. W 1998 i 2014 nagrodę zdobyły transseksualistka i drag-queen (Dana International i Conchita Wurst). Państwa znane z cenzury, niejednokrotnie cenzurowali pocałunki tej samej płci (Finlandia 2013) lub wycinali sceny z występów (Irlandia 2018). Wygląda zatem na to, że może i Europa Świętuje Rożnorodność, jak mówił slogan Eurowizji w 2017 roku, ale Chiny już niekoniecznie 😒

  • Gdyby było wam mało elementów do wszczęcia dyskusji na temat Eurowizji, to podaję jeszcze jeden - system głosowania. Tutaj narzekają zarówno krytycy jak i oglądający. Co ciekawe, większość z nich narzeka na to samo - niektóre kraje po prostu głosują na swoich sojuszników bądź sąsiadów. I tak oto kraje skandynawskie (Norwegia, Szwecja, Finlandia i Dania) najczęściej najwięcej punktów dają sobie nawzajem; Cypr i Grecja są w wieloletnim sojuszu, a dodatkowo Grecja nie daje punktów Macedonii Północnej z przyczyn politycznych (a miało być konkurs bez wpływów politycznych), kolejnymi parami są Białoruś i Rosja oraz Mołdawia i Rumunia jako swoi sąsiedzi. Na koniec punkty idą z Irlandii do Polski w ramach imigracji. Ten system jest łatwo zauważalny gdy ogląda się Eurowizję regularnie i nawet ja, jako fanka Eurowizji, nie popieram tego układu 😕 bo ma to być konkurs na najlepszą piosenkę, a nie na najlepszego sojusznika.


W pierwszym Konkursie Piosenki Eurowizji wzięło udział zaledwie siedmiu uczestników. Obecnie uczestniczy w nim ponad 40 krajów, a ogląda 200 milionów ludzi. Konkurs nie przestaje być popularny BA! rośnie w siłę. Stał się pewnym wyznacznikiem kultury europejskiej, a nawet jej symbolem. Zatem zamysł pierwszych organizatorów okazał się wielkim sukcesem. Kalejdoskop postaci może i jest przytłaczający dla niektórych i może nie każda Eurowizja jest tak samo dobra (lub zła) jak poprzednia, ale kiedy zanurzy się głębiej w jednocześnie dziwną i wspaniałą historię Konkursu, nic dziwnego, że Europa ma na jego punkcje obsesję. Dla mnie Konkurs pokazuje to co w jest w niej najlepsze - różnorodność i to dla mnie argument nie do przebicia 😎


P.S. W Internecie można znaleźć setki artykułów i filmów tłumaczących co to jest Eurowizja i jak ona działa. Taki opis najczęściej tworzą Amerykanie, próbując ogarnąć co się dzieje w Europie. Podaję najciekawsze: Geography NowGuide for confused Americans. Tymczasem Europejczycy skupiają się na rankingach - RoomieOfficial w swoich 2 filmikach odtwarza najlepsze i najgorsze piosenki, a Newsweek Polska podstawiło na najdziwniejsze wykonania.



Oglądacie Eurowizję? Macie ulubione występy? 
Dajcie znać w komentarzach!

Franglais czyli legenda o Francuzie mówiącym po angielsku

maja 14, 2021

Franglais czyli legenda o Francuzie mówiącym po angielsku

Odkąd tylko pamiętam, każdy zawsze mówił, że Francuzi nigdy nie mówią po angielsku nawet jeśli ten język znają i że chcąc tam jechać, nawet tylko na wakacje słownik i znajomość podstawowych zwrotów jest obowiązkowa. Bullshit, odpowiedziałabym im teraz. Francuzi już od dawna używają anglicyzmów w życiu codziennym i nawet nieco starsze pokolenia nie są już zdegustowane zdaniami: Je reçois beaucoup de spam! (pl. Dostaje pełno spamu!) czy Ces chaussures sont vraiment cool! (pl. Te buty są naprawde świetne!). 

Teraz Francuzi już nie próbują walczyć z językiem angielskim i z uporem maniaka wymyślać kolejne zamienniki. Najbardziej znanym i najczęściej używanym przykładem takiego działanie jest  francuski ordinateur będący zamiennikiem angielskiego computer. Dzisiejsi Francuzi, mimo wielu starań językowców, intensywnie rozwijają franglais (bardziej angielska nazwa to frenglish). Wszechobecny dostęp do angielskich i amerykańskich produkcji, obowiązkowa nauka angielskiego w szkołach i tłumy turystów corocznie odwiedzających Francję sprawiają, że do języka Moliera mimowolnie wchodzi coraz więcej słów o anglosasońskich korzeniach. 

Podobnie jak w języku polskim, anglicyzmy mają we francuskim 2 formy: 

  • lekko zmodyfikowaną i dopasowaną do języka ojczystego:

Słowa z tej kategorii mają bardzo często swój francuski odpowiednik ale jak np. air conditionné i climatisation ale forma angielska stała się z biegiem czasu równorzędna do francuskiej a w niektórych grupach społecznych nawet nadrzędna.

comité (ang. committee)
désappointé (ang. disappointed)
échoppe (ang. hop)
rumsteck/romsteck (ang. rumpsteak)
air conditionné (ang. air conditioning)
briefer (ang. to brief)
dédié à (ang. dedicated to)
impléménter (ang. to implement)
kidnapper (ang. to kidnap)
tabloïd (ang. tabloid)

 

  • oryginalną wyłącznie z francuską wymową:
W kwestii wymowy, osobiście najczęściej ją sprawdzam na Google Tłumaczu 😀 jest to niezwykle szybka i sprawna opcja, która jeszcze nigdy mnie nie zawiodła!

un job - praca
un mug - kubek 
un cake - ciasto 
un cookie - ciastko 
un muffin - babeczka 
un chewing-gum - guma do żucia 
un hobby - zainteresowania
un lunch
le jazz
un week-end
un CD
un album
un club 


W rzeczywistości franglais jest znacznie bardziej rozbudowany i przedstawione słówka to tylko jego namiastka. I choć  francuska niechęć do języka angielskiego pozostaje i używają go w dalszym ciągu gdy muszą, to w odróżnieniu do moich pierwszych podróży do Francji, gdzie z przerażeniem spoglądałam w mały słowniczek i przypominałam sobie podstawowe zwroty, teraz można bez większego problemu jechać znając angielski. Mała rada: Znając wyłącznie angielski najlepiej jest pozostawać w obrębie większych miastach. Mieszkańcy mało lub nieznanych turystycznie miejscowości mogą w ogóle nie posługiwać się tym językiem i będziemy w kropce. 

Największą zmianą jaka nastała we francuskim społeczeństwie w kwestii języka francuskiego jest brak oburzenia, że rozmówca go nie zna 😆😅 To jak na nich naprawdę progress! Istnieje pewna zasada, że jeżeli istnieje choć najmniejsza szansa, że Francuz będzie mógł odbyć z Tobą choćby najmniejszą rozmowę po francusku albo przynajmniej zapytać się czy smakowały Ci podane dania, to to zrobi. I na to, jeśli chce się wtopić w tłum, trzeba się przygotować.

Obecnie największym wyzwaniem jadąc do Francji nie będzie stworzenie poprawnego francuskiego zdania, a umiejętność zrozumienia Francuza mówiącego po angielsku 😰 A to jest wyzwanie! Bo to co się nie zmieniło w Heksagonie to akcent. Niezależnie czy Francuz mówi w języku Shakespeare'a czy Molier'a to będzie zawsze mówił w ten sam sposób. Zatem "r" będzie zawsze charczało, a "h" przestanie istnieć i trzeba będzie głęboko się zastanowić czy Jacques jest głodny (ang. hungry) czy zły (ang. angry) bo wymówi te słowa w dokładnie identyczny sposób. Pomimo tego, że angielski uczony jest wcześnie (później niż w Polsce, a bodajże wcześniej niż w Belgii), to poziom jego nauki nie należy do najwyższych i jest porównywalny do włoskiego poziomu. Ale nie martwcie się! Oba narodu nad tym i co roku można wyczuć, że są coraz bardziej zrozumiali 😎

Belgijskie kawiarnie

maja 10, 2021

Belgijskie kawiarnie

Belgijskie bary, puby i kawiarnie jako turysta albo się kocha albo nienawidzi, a jako Belg nie można się bez nich obyć. Belgia jest znana ze swoich lokali gastronomicznych, nie ze względu na ich wyszukanie ale za przytulność, zapach wszechobejmującego piwa i gwarność. W wielu kafejkach można pomyśleć, że czas tu się zatrzymał bo wszystko wygląda jak sprzed 50-lub więcej-lat. W miastach takich jak Antwerpia, Gandawa czy Brugia jest to nawet całkiem możliwe gdyż w tych miastach znajdują się najstarsze bary w Królestwie. Czas globalnej epidemii odcisnął piętno na tym sektorze także i w Belgii.

Jeszcze kilka lat temu Polacy rzadko wychodzili do restauracji czy baru, a kawiarnie to właściwie nie istniały. Posiłki zawsze jadało się w domach, chyba, że była to jakaś specjalna uroczystość (wesele, komunia, pogrzeb) to wybieraliśmy się do lokalu. Dzisiaj widać ewidentną tendencję wzrostową i coraz większą ilość nowych restauracji, kawiarni i barów. Podczas gdy, nas rodzimy rynek HoReCa się budzi do życia, to ten Belgijski jest już pokaźnie rozwinięty.

8 maja Belgia oficjalnie rozpoczęła swój stopniowy powrót do normalności i Belgowie tłumnie udali się do ogródków kawiarni i restauracji. Okres zawieszenia działalności był dla nich trudny, gdyż jest to społeczeństwo niezwykle przywiązane do sektora HoReCa (HotelsRestaurantsCafe) i stanowi ona bardzo ważny punkt ich codziennego życia.

Historia chodzenia do lokali gastronomicznych zaczęła się w Belgii dawno temu. Potwierdza to jeden z 10 najstarszych barów na świecie, Herberg Vlissinghe, znajdujący się w Brugii (zdjęcie poniżej, pierwsze z lewej). Podobnie jak społeczeństwa śródziemnomorskie, tak Belgia, Holandia i Wielka Brytania, są  przyzwyczajone do odbywania spotkań na mieście. Polska w tej kwestii jest bardziej przyzwyczajona do spotkań biznesowych w biurze i spotkań towarzyskich w domach. Obecnie w Królestwie możemy znaleźć nawet 15 tysięcy barów i kawiarni. Zatem jest gdzie wyjść 😁 Lokale te rozsiane są po całym państwie i co jeden to jest ciekawszy lub starszy. Ta nieprzerwana kultura wychodzenia z domu i spotykania się na mieście rosła i dojrzewała przez 500 lat .... aż nastał koronawirus. W ubiegłym roku, po długich negocjacjach i rozmowach, Belgowie zdecydowali się na zawieszenie działalności HoReCa. 
I jak możecie się domyślić, nie obyło się bez krytyki i nerwów.... 😬


Powrót do życia na mieście był wyczekiwany, a od 1 maja cały naród odliczał! W końcu napiją się piwa poza swoją kanapą i balkonem! Jestem stacjonarnie w Belgii 1,5 roku, a wcześniej przez 4 lata przyjeżdżałam tu na małe weekendowe wypady i od dawna nie widziałam takich tłumów w mieście. I muszę przyznać, że po okresie izolacji było dla mnie trudno przetrawić taką ilość ludzi na placach i ulicach Antwerpii 😬 Chyba pod tym względem asymilacja mi nie wychodzi 🙈 

Nie raz się zastanawiałam dlaczego tak ich ciągnie do wychodzenia z domu. Przecież na kanapie jest tak miło, alkohol i jedzenie jest znacznie tańsze niż w lokalach, nie muszę polować na wolne miejsce, nikt na mnie przypadkowo piwa nie wyleje.... Po kilkudziesięciu rozmowach z tutejszymi mieszkańcami doszłam do wniosku, że to co mnie najbardziej irytuje w kafejkach, ich najbardziej cieszy. To ich chleb powszedni i chyba maja już chodzenie do barów wpisane w kod genetyczny 😆 Nie powiem, że nie tęsknię za wyjściem ze znajomymi. Z wielką chęcią poszłabym nawet teraz! Obecnie to co mi przeszkadza to tłum ludzi. Jeszcze 7 maja wszyscy trzymali się 1,5m od każdego ale już dzień później 1,5 cm to było daleko .... eh

        Abstrahując od Covida. Spójrzcie na zdjęcia tych miejsc!
        Czyż nie są osobliwe? Aż chce się iść na piwo wiśniowe.

Powyższe środkowe przedstawia najbardziej znany bar piwny w Brukseli - Delirium Cafe, znajdującego się w samym centrum miasta, 20 minut od Dworca Centralnego (fr. Bruxelles Midi). Z kolei na ostatnim zdjęcie z powyższej serii to kawiarnię De Muze, znajdującą się w centrum Antwerpii, 10 minut od rynku (nl. Grote Markt). To jedna z bardziej unikalnych miejscówek w mieście ze względu na koncerty jazzowe.

Na koniec zdjęcie najbardziej unikalnego lokalu w jakim kiedykolwiek i gdziekolwiek przebywałam. To Flfde Gebod. To pub znajdujący się zaraz obok wyjścia z Katedry i którego wystrój składa się ze starych kościelnych dekoracji. Można zatem pić piwo, zjeść stek i modlić się żeby rachunek pod koniec wieczora nie był za wysoki😁

10 moich ulubionych francuskich filmów

maja 09, 2021

10 moich ulubionych francuskich filmów



Na mojej liście nie obeszłoby się bez dwóch serii filmów, które mogłabym oglądać bez końca i chyba nigdy mi się nie znudzą. Wiem, że mowa była o 10 filmach ale tych kultowych dzieł nie można ominąć. Kompilacja talentów aktorskich i genialnych historii jest dla mnie epicka i polecam je po 100-ktoć bez zająknięcia.    

1. Za jakie grzechy, dobry Boże? (fr. Qu'est-ce qu'on a fait au Bon Dieu?) i I znowu zgrzeszyliśmy, dobry Boże! (fr. Qu'est-ce qu'on a encore fait au bon Dieu?)

Twardo zakorzenione małżeństwo katolików Claude i Marie ciężko znosi mieszane małżeństwa swoich kochanych córek. Każda z nich kolejno wyszła za Algierczyka, Chińczyka i Izraelczyka, choć każdy z nich jednocześnie jest Francusem to Państwu Verneuil nie przypadki do gustu. Ostatnia nadzieja na "normalny" ślub leży w rękach najmłodszej córci. Ogłoszenie, że zaręczyła się z katolikiem jest objawieniem Pańskim dla rodziców. Problem pojawia się gdy widzą przyszłego zięcia po raz pierwszy i jak można się domyślić z plakatów, jest on czarno skóry😅 Zarówno pierwsza jak i druga część historii rodziny Verneuil opiewa w niewinne rasistowskie i ubliżające żarciki na temat zięciów i ich krajów pochodzenia. Wszystko skrzętnie domyka wiecznie chichoczący ksiądz i Senegalscy rodzice pana młodego 👌Nietuzinkowa komedia o tym jak spokojnie można żyć w urozmaiconym społeczeństwie i nie pozabijać się.

2. Seria "Asterix i Obelix" 

Jak to się często mówi, dla tych którzy tych filmów nie widzieli jest specjalne miejsce w piekle 😈😇 Filmowa seria Asterix i Obelix to obecnie 4 komedie - (....) konta Cezar, (....) Misja Kleopatra, (....) na Olimpiadzie oraz (....) w służbie jej Królewskiej Mości - wszystkie na jednakowym genialnym poziomie śmieszności i zaangażowaniu aktorów. Seria powstała na podstawie kultowego komiksu o tej samej nazwie i opowiada o przygodach tyłowych bohaterów w różnych częściach świata. Ich cechą charakterystyczną jest niezwykle trafny humor oraz nawiązania do innych kultowych filmów lub wydarzeń. Nie można przejść obok nich obojetnie. Gdy widziało się choćby jeden z filmów, z radością sięgnie się po kolejne.


Francuskie komedie ciąg dalszy. Poniższe pozycje to równie świetne filmy z nietrudnym językiem do oglądania w oryginale lub/i z francuskimi napisami. W tych filmach znajdziecie nie tylko aktorów z Za jakie grzechy dobry Boże? takich jak Christian Clavier, Ary Abittan, Julia Piaton oraz Chantal Lauby. Ale także doświadczonego Daniela Farid Hamidou, znanego bardziej jako Dany Boom i zjawiskową Virginie Efira. 

3. Czym chata bogata! (fr. À bras ouverts) 

Christian Clavier wciela się w rolę bogatego pisarza, który podczas promocji swojej najnowszej książki w telewizji przypadkiem zaprasza pod swój dach romską rodzinę. Cały dotychczasowy świat rodziny Fougerole stanął na głowie gdy do bramy zadzwonili nowy współlokatorzy. Zderzenie kulturowe jakie następuje na nie tak wielkim ogródku jest źródłem wielu prześmiesznych scen. Dostępny na Netflix!

4. Miłość aż po ślub (fr. Jour J)

Bo nie ma to jak organizacja bajkowego ślubu dla szczerze znienawidzonej koleżanki z lat szkolnych. Żeby tego było mało, organizatorka ślubów Juliette niedawno spędziła gorącą noc z Mathiasem, panem młodym. Juliette jak na profesjonalistkę przystało, robi wszystko aby zorganizować piękne wesele wrednej babie i mężczyźnie, w którym - chcąc czy nie - się zakochuje. Ze względów budżetowych, nie może sobie pozwolić na stratę tego zlecenia i bierze się ostro do pracy. Idealny film dla miłośników francuskich komedii. Film lekki, łatwy i przyjemny z bardzo ciekawymi tekstami i nietuzinkowymi widokami. Dostępny na Netflix

5. Przychodzi facet do lekarza (Supercondriaque)

Kolejna fantastyczna komedia z udziałem Danego Booma. Aktor wciela się w rolę Romain Faubert będącego hipochondrykiem, który pomimo tego, że jest zdrowy ma wrażenie, że atakują go wszystkie możliwe bakterie i wirusy. Tymi problemami uprzykrza życie swojego przyjaciela lekarza i jego żony. Medyk codziennie zmaga się z uporczywym pacjentem aż do momentu gdy siostra lekarza wpada Romainowi w oko. Z tym doktor Dimitri Zvenka pogodzić się nie może i planuje resocjalizację pacjenta. Dawno tak się nie ubawiłam na komedii.

Jeśli planujecie zobaczyć film w oryginale lub z napisami francuskimi to mam nadzieję, że jesteście w płynni we francuskim. Większość filmu nie jest trudna do ogarnięcia aż nie dochodzi się do rozmów medycznych. Wtedy można się zgubić (ja tak miałam😐)

6. Facet na miarę (fr. Un homme à la hauteur)

Film toczy się wokół Diany i Alexandre, który okazuje się tajemniczym znalazcą telefonu pozostawionego w restauracji. Mężczyzna zaprasza kobietę na spotkanie podczas którego planuje wręczyć jej zgubę. Podekscytowana Diana została niezwykle zaskoczona wyglądem amanta.... który liczy zaledwie 136 cm. Film to zabawna komedia z odważnym podejściem do stereotypu, że mężczyzna nie może być niższy od kobiety i jego męskość liczy się dopiero od 180 cm wzrostu. Film widziałam niedawno na Netflixie i szczerze polecam. Pozycja idealna na miły majowy wieczór.


Słodko-gorzkie komedia są dla mnie wyznacznikiem nie tylko kina francuskiego ale i włoskiego. Państwa te w świetny sposób łączą elementy komediowe z bardziej poważnymi wątkami. Właśnie pod taką kategorią umieściłabym kolejne 2 filmy z mojej listy.

7. Nie jestem łatwy (fr. Je ne suis pas un homme facile)

Nie wyobrażam sobie Amerykanów tworzących taki film! To musieli być Francuzi. 100-procentowy szowinista pewnego dnia budzi się w świecie na opak, gdzie kobiety są mężczyznami, a mężczyźni są zaczepiani za noszenie niezwykle krótkich spodenek 😂Film nie broni, ani nie kwestionuje idei feminizmu. Pokazuje jak wyglądałoby to gdyby zamienilibyśmy się miejscami. Bo wtedy nie byłoby już tak "do śmiechu". Jest to jedna z tych komedii, gdzie za kurtyną śmiechu, prezentuje się szeroko zakrojony problem społeczny. Dostępny na Netflix!

8. Nic do ukrycia (fr. Le jeu)

Film z kategorii dziwne ale ciekawe. Aż chciałoby się powiedzieć "Taki typowy francuski" 😅. Mamy tu grupę przyjaciół, którzy decydują się dodać pikanterii jednej ze wspólnych kolacji i zobowiązują się do przeczytania na głos każdej wiadomości jaka przyjdzie na ich telefony. Co może pójść źle? Oczywiście wszystko! Polecam szczególnie nauki sztuki kłamania i przekręcania prawdy 😆 Film jest zwariowany i bardzo przyjemnie się do ogląda. Dostępny na Netflix!


Na koniec opuszczamy dział komedii i wchodzimy do filmów bardziej dramatycznych. Oba z wymienionych filmów mają oczywiście pewne zabawne momenty ale podstawą jest "problem". Wymienione filmy nie łączy wyłącznie gatunek. W obu, w roli głównej, występuje Omar Sy. To fantastyczny francuski aktor, senegalsko-mauretańskiego pochodzenia, który swoją karierę rozpoczął już 2 dekady temu. 

9. Nietykalni (fr. Intouchables)

O tej pozycji słychać wszędzie. Nie bez powodu. Film opowiada o sparaliżowanym mężczyźnie z opieki nad którym zatrudniony zostaje młody czarnoskóry chłopak, który właśnie wyszedł z więzienia. Historia 2 światów - młody i stary, biedny i bogaty, silny i sparaliżowany - oparta na faktach. Omar Sy wciela się w chłopaka, któremu zależy tylko na podpisie o zasiłek. Poznanie Philippe otwiera mu świat na proste przyjemności życia, a mężczyźnie stopniowo przywraca chęć życia. Film mówi o temacie niezwykle czułym i ryzykownym w sposób otwarty, szczery i bezpardonowy. Polecam!

10. Jutro będziemy szczęśliwi (fr. Demain tout commence)

Tym razem film poleciła mi przyjaciółka w odpowiedzi na "coś fajnego na sobotni wieczór singla".... jedna z gorszych rad jakie od niej dostałam w naszej 15 letniej historii🙈. Jestem niestety jedną z tych, którą film do płaczu doprowadzi w ciągu kilku minut. I nie chodzi to o jego wykonanie. Właściwie chodzi ale o jego pozytywny aspekt. Co się takiego dzieje w filmie? Omar wciela się w rolę beztroskiego mężczyzny, któremu dziewczyna z jednej nocy podrzuca córeczkę. Na pierwszy rzut oka nic wielkiego i od pierwszych minut nic nie wskazuje na bombę na jego końcu. Niesamowity film z bardzo dobrą obsadą aktorską. Moja rada: naszykujcie chusteczki. 


Oglądanie filmów w języku obcym to fantastyczna opcja na szlifowanie języka. Im więcej się ogląda bym łatwiej go przyswoić. Poznaje się w ten sposób tzw. żywy język. A co za tym idzie, łatwiej się nam nim będzie posługiwać w codziennych sytuacjach. Co więcej, we francuskim (bardziej niż w angielskim) ważny jest akcent. Intonacja to klucz do posługiwania się tym językiem. Jeśli nie mamy dostępu do native speakera, to filmy są idealnym rozwiązaniem. Dzięki nim uczymy się jak wymawiać i akcentować poszczególne frazy, żeby brzmieć jak najbardziej autentycznie .... no i zrozumiale rzecz jasna 😁 A teraz najważniejsze. Pamiętasz ile razy główkowałeś czy to słówko możesz użyć w tym kontekście? Ekranowi francuzi pokażą ci co możesz, a czego nie 😎

Jak się wymienione filmy mają do nauki języka? Na pewno nie są najłatwiejsze, ale też nie hiper trudne. Wszystkie oglądałam w okresie przygotowywania się do egzaminu na B1. Więc mając francuski w okolicach tego poziomu, na pewno je ogarniecie. Un petit conseil: Zacznijcie od komedii 😉


Bon courage et à la télé!


Język francuski na co dzień - cz. 1

maja 07, 2021

Język francuski na co dzień - cz. 1

Niezależnie czy jest to język angielski, francuski czy niderlandzki, język potoczny jest bardzo inny od tego którego uczą nas na tradycyjnych zajęciach. Takim językiem posługujemy się jedynie w gronie bliskich ale możemy go spotkać także w telewizji. Zatem oglądając filmy i programy po francusku możemy spotykać się nie tylko z nowymi słówkami, zwrotami i kontekstami ich użycia, ale także z Français familier i popularnymi idiomami. I ile nie jesteśmy na poziomie przynajmniej B2, na pewno pogubimy się i stracimy sens wypowiedzi. Chroniąc was przed takim losem i jednocześnie ucząc się z wami, wyszukałam dziesiątki potocznych francuskich słówek i będę je tutaj stopniowo prentować😎

A więc! Książki na bok. Fiszki do szuflady. Czas na Français quotidienne


Będąc w Belgii i zwiększając nakład oglądanych produkcji w języku francuskim, postanowiłam zgłębić czeluści języka potocznego. Nie tylko po to aby móc czasami w ogóle zrozumieć te produkcje 😅 ale aby brzmieć bardziej jak locuteur natif, czyli osoba mówiąca w ojczystym języku (ang. native speaker). 

Poza kilkoma niepisanymi regułami takimi jak:
  • opuszczanie "ne" w przeczeniach - Je vais pas chez le dentiste
  • używanie "on" zamiast "nous" - On va au café
  • używanie form skróconych czasowników "być" i "mieć" - j'suis & t'es; oraz rzeczowników "kino",  "restauracja", "telewizja" - ciné, resto, télé

.... mamy także pojedyncze słówka:
  • beau gosse – przystojniak
  • une boîte– firma
  • bosser – pracować
  • la bouffe – żarcie
  • un boulot – robota
  • canon – super, świetny
  • carrément – naprawdę, totalnie
  • chouette – fajny, fajnie, super
  • coucou – cześć (na powitanie)
  • se débrouiller – radzić sobie
  • dingue – szalony, zwariowany
  • kiffer – (slang) lubić (rzeczy) lub kochać (osobę)
  • mec – facet
  • meuf – (slang typu verlan) kobieta, dziewczyna
  • nul – beznadziejny
  • pot - kumpel
  • râler – narzekać

.... oraz najbardziej popularne skróty:
  • antibio = antibiotique – antybiotyk
  • apéro = apéritif – aperitif
  • bon app = bon appétit – smacznego
  • bac = baccalauréat – matura
  • prof = professeur – profesor
  • proprio = propriétaire – właściciel/wynajemca
  • pub = publicité – reklama

Rodowici francuzi używają naprawdę ogromnej ilości słów potocznych w swoich wypowiedziach. Przekonałam się o tym będąc na Erasmusie we Francji i słuchając mówiących między sobą rówieśników. Oczywiście książkowy francuski zawsze jest zrozumiały i doceniana jest jego znajomość, jednak język codzienny nadaje relacji bliskość. Trzeba tylko uważać aby nie być źle zrozumiany przez rozmówcę i używać franglais z głową. Zatem gdy, tak jak ja, nie jesteś jeszcze w pełni płynnym w tym języku, używaj go tylko czasami bo blisko tu o faux pas 🙊

Ile jest niderlandzkiego w niderlandzkim?

maja 03, 2021

Ile jest niderlandzkiego w niderlandzkim?

Ucząc się języka niderlandzkiego, znając francuski i angielski, można zauważyć ogromne ilości zapożyczeń. Wielu nawet żartuje, że "niderlandzki stworzony jest z samych zapożyczeń" 😂Jak to w każdym żarcie bywa - ma on w sobie część prawdy. I tak oto galicyzmy (fachowa nazwa francuskich zapożyczeń) stanowią w języku polskim 30% podczas gdy, w niderlandzkim jest ich ponad 2 razy więcej! Nic dziwnego, że z tego żartują😆

Szukając sposobu na łatwiejsze przyswajanie słówek z języka niderlandzkiego, postanowiłam wykorzystać moją znajomość angielskiego i francuskiego i znaleźć słowa, które zostały przez nich zaimportowane. W ten sposób, mogę połączyć moją wiedzę i ułatwić sobie naukę 😁 lenistwo matką wynalazków triumfuje! 

Zapytacie skąd tyle francuskich słów w niderlandzkim? Otóż, Holandia w latach 1810-1813 była częścią Francji i język Moliera był jej językiem urzędowym tuż obok holenderskiego. Stał się on również, podobnie jak w Polsce, językiem komunikacji bogatych mieszkańców Niderlandów. Warto podkreślić, że Francja nie pozostała obojętna na język niderlandzki i podkradła takie słowa jak "piwo": nl. bier fr. bière oraz trochę mniej oczywiste "grobla": nl. dijk fr. digue (podobieństwo wymowy).

Z punktu widzenia naszego podwórka. Znalazłam tam niewielką lis Polacy, tak samo jak Holendrzy, nie zdają sobie sprawy ile słów pochodzenia francuskiego używamy na co dzień. Nie słyszymy tego bo zostały spolszczone (u nich bedzię to .. sniderlandszczone? sholenderszczone?😅). Zaimportowaliśmy m.in. "szezlong" fr. chaise longue, (w wolnym tłumaczeniu "długie krzesło"); "biuro" fr. bureau; "statuetka" fr. statuette; "aleja" fr. allée oraz "maszyna" fr. machine. Język nie jest statyczny, to żywa część naszego życia i dostosowuje się do naszych potrzeb i czasów w jakich żyjemy. Przez tą adaptację tworzą się nowe słowa lub stare zmieniają swoje znaczenie. Niderlandzki w tej opcji prezentuje fr. cigarette i nl. sigaret oraz fr. boutique i nl. boetiek. Zauważcie, że w polskim mamy te same słowa ale o znacznie różniącej się pisowni - cygarety lub cygaretki oraz butik. Wszystkie jednak mają identyczną wymowę 😱


Czy przez tą ewolucję da się w ogóle znaleźć takie słówka?
Tak, da się ale ze względu, że stanowią 60% języka nie liczę, że uda mi się odkryć wszystkie😅

  • Istnieje zasada, że gdy czasownik kończy się na -eren to istnieje wysokie prawdopodobieństwo, że pochodzi ono z języka francuskiego: fr. dîner -> nl. dineren, nl. registreren -> fr. register.
  • Znaczna ilość słówek i terminów z działów politycznych, prawa, odzieży i kuchni ma pochodzenie francuskie i często jest używane w formie oryginalnej:  nl. provincie -> fr. province; getuige à charge (pl. świadek oskażenia), haute couture (czyli ubrania na zamówienie) i crème brûlée.
  • Pozostałe francuskie słówka używane w formie oryginalnej lub zbliżonej to m.in.: etage; etui; cheque; controle; apero; ragout; café; enquête; première; scène; epoque; depot; bureau; douane; interieur; chauffeur; crèche; gourmetten; bagage; entree; conducteur; coulissen; contant; dressoir; kostuum; paraplu; charmant.


Muszę przyznać, że całkiem miło jest widzieć, że niezależnie od dźwięków i gramatyki, języki europejskie są tak do siebie podobne. Może i mój plan spisania francuskich słówek w języku niderlandzkim spalił na panewce ale przynajmniej dowiedziałam się czegoś więcej 😁 Jak to śpiewała Grupa Monty Pythona "Always look on the bright side of life!"

Amerykanka na Półwyspie Arabskim

kwietnia 24, 2021

Amerykanka na Półwyspie Arabskim

Choć książkę czytałam już dawno to w dalszym ciągu jej fragmenty siedzą w mojej głowie. Jennifer Steil opowiada w swojej książce własną historię i przybliża nam niezwykły kraj jakim jest Jemen.... a właściwie był bo od 2015 roku toczy się tam wojna, której końca nie widać.... Wracając do książki. Mamy w niej młodą aktywną dziennikarkę, która przyjmuje nietuzinkową propozycję pracy w Sanie jako szkoleniowca dla dziennikarzy gazety "Yemen Observer". Początkowo kilku dniowy wyjazd przeradza się w roczną przygodę życia.

Jest to jedna z tych książek, które czyta się w oka mgnieniu. Sięgnęłam po nią bo zainteresował mnie w jej tytule Jemen. Dużo się o nim słyszało w kontekście wcześniej wspomnianej wojny. Gdy zaczęłam czytać tą książkę (ok. 2016 roku), opis niestety tylko częściowo zgadzał się z tym co mogłam zobaczyć na zdjęciach w Internecie. Sana, czyli stolica Jemenu, przestawiona jest jako tętniąca życiem i niezwykle malownicza. I na szczęście ta malowniczość została! (wpiszcie w Google to zobaczycie 😍) 

Jennifer Steil w fantastyczny sposób opisuje codzienność i mentalność Jemeńczyków, która diametralnie różni się od życia przeciętnego Amerykanina. Przeprowadzka do innego kraju nie należy do łatwej. Autorka opowiada o swoich odczuciach gdy przenosiła się do kompletnie innego otoczenia, do obcych jej pod każdym względem współpracowników, do odmiennej kultury, religii i klimatu. 

Najbardziej uderzającym elementem z książce jest różnica między amerykańskim a jemeńskim podejściem do dziennikarstwa. Jest to niesłychanie uwarunkowane kulturowo i politycznie. Terminy „wolna prasa” i krytyka znane były Jemeńczykom wyłącznie w teorii. Z początku niezwykle trudno im było przejść na amerykański system pracy. Z czasem redaktor naczelna wypracowała z nimi formę hybrydową pracy co, zmieniło "Yemen Observer" z nośnika opinii w prawdziwego obserwatora faktów.

Nie chcę wam zdradzać dokładnie co się w biografii dzieje więc powiem tylko tyle - "Rok w Jemenie" wciąga przez autentyzm i bezpośredniość. Można się w niej zatracić i przenieść do gorącej Sany wraz z Jennifer. Jako, że bardzo lubię tego typu literaturę nawet nie zauważyłam kiedy tą książkę skończyłam.


Dopiero teraz odkryłam, że Jennifer Steil napisała jeszcze jedną książkę. "Żona Ambasadora" to opowieść o malarce, która zakochuje się i wychodzi za ambasadora Wielkiej Brytanii jednego z krajów Arabskich. Zdradzę, że chodzi o Libię, a dokładniej miasto Marzuk. Już sam opis książki mnie intryguje więc na pewno ją kupię i napiszę jak się czytało! Jeśli tak jak ja jesteście zaintrygowani, to zapraszam do wydawnictwa Sonia Draga po egzemplarz 😁.


Słowo o wydawnictwie Lambook
Lambook to kącik książek o bliskim wschodzie. Znajdziecie tutaj Księgę Saladyna, Kobietę z kamienia i Zaklinacza słów. Zamówiłam od nich wiele książek i wszystkie równie fantastyczne. Jedną z nich jest "Romans z Turcją", którą powoli kończę. Jest mniej wciągająca niż "Rok w Jemenie" ale w dalszym ciągu bardzo interesująca i pokazująca Turcję z nieznanej mi wcześniej perspektywy. Wraz z książką "Dom w Fezie" tworzą serię Kolory wschodu. Niestety samo wydawnictwo już nie istnieje (ich strona internetowa nie działa, a profil na facebooku nie reaguje), to książki są w ciągłym obiegu więc jeśli macie okazję je kupić - bierzcie! 

 

Moje platformy streamingowe

kwietnia 16, 2021

Moje platformy streamingowe

Będąc w Belgii odkryłam, że telewizja satelitarna nie jest mi do szczęścia potrzebna. Gdy narzeczony po raz pierwszy zaproponował mi rezygnację z dekodera zastanawiałam się czy nie spadł z drzewa. Po co? Zastanawiałam się. Przecież telewizja poza wieczorną rozrywką, przydaje się do nauki francuskiego i niderlandzkiego. Kilka miesięcy później, jeszcze na długo przed pandemią koronawirusa, na podstawie wielu rozmów okazało się, że wielu Belgów w ogóle nie korzysta z tutejszych dostawców telewizyjnych wybierając platformy streamingowe. 

Z ciekawości postanowiliśmy sprawdzić ile rzeczywiście spędzamy czasu oglądając TV w porównaniu do filmów czy seriali na Netflixie czy filmikach na Youtube. Stało się oczywistym, ze marnujemy pieniądze płacąc abonament i na początku 2020 roku zrezygnowaliśmy z telewizji satelitarnej. Ku mojemu zaskoczeniu nie umarłam z nudów podczas pandemii 😂😎 

Intensywny wzrost platform streamingowych nastąpił niedawno, a w trakcie pandemii ludzie rzucili się na nie 😆 (ze mną włącznie). Bo co robić gdy kina są zamknięte, obowiązuje kwarantanna narodowa i zamknęli wszystkie miejsca gdzie normalnie spędzalibyśmy czas? (spisek? 🙊). Jeszcze kilka lat temu niewielu z nas zwracało choćby najmniejszej uwagę na platformy streaminowe i możliwość oglądania telewizji online. Osobiście, od małego przyzwyczajona byłam, że w każdym domu jest dekoder, wszyscy mamy dostęp do tego samego (nie rzadko nawet oglądamy dokładnie to samo) i od czasu do czasu idziemy do wypożyczalni filmów, żeby urozmaicić sobie weekendowe wieczory. Myślę, że wielu Polaków miało takie podejście i zmieniali się wraz ze mną gdy weszła opcja VOD czyli oglądania nowych filmów bez wychodzenia z domu. Była to pierwsza generacja platform filmowych. Kolejna dekada nie tylko dała nam nowe generacje ale też nowe opcje. 


W tym poście postanowiłam przedstawić wam, które platformy streamingowe używam i co najczęściej na nich oglądam oraz jedną, którą chcę dorzucić do mojej "kolekcji". 

Platformę, którą używamy nagminnie to Netflix. Ociągałam się z jego wykupieniem, aż powstał serial The Crown. Jako entuzjastka rodzin królewskich, niezwykle chciałam go zobaczyć. Otworzyłam tym samym puszkę Pandory bo w dni dzisiejszym nie wyobrażam sobie nie posiadania tego konta! Netflix ma w sobie wszystko: seriale, filmy i dokumenty podróżnicze, a co więcej mogę je oglądać w różnych językach. I to jest jego największy plus. 

Co dokładnie oglądam?

Głównie seriale. Nie wiem czy się zmieniłam czy komercja mnie zmieniła, ale filmy oglądam bardzo sporadycznie. Nie mam jednego gatunku, który bym ciągle oglądała, lubię zarówno produkcje bardziej i mniej realistyczne. Do pierwszej kategorii przypięłabym hiszpańskie Velvet i Elite; brytyjski The Crown i Downton Abbey; francuski Lupin, norweski Facet na święta, Anię (Anne with an "E"), Gambit królowej. Do mniej realistycznych i bardziej fantazyjnych seriali przyjąć można Wiedźmina, Sabrinę, Lucyfera, Dawno dawno temu i włoski Czarny Księżyc. Gdzieś na pograniczu tych dwóch kategorii znajduje się moja najnowsza zajawka jaką są seriale koreańskie (kdrama) ale o nich przy następnej platformie.

Różnorodność produkcji jakie proponuje Netflix jest chyba nieograniczona i można bez końca przewijać kafelki w poszukiwaniu pozycji jaką chciałoby się oglądać. Dodatkowo intuicyjne podpowiadanie typu "ten serial może ci się spodobać bo oglądałaś Dom z papieru" jest genialne. W taki sposób odkryłam niesamowitą ilość interesujących filmów i seriali jak np. włoski film Welcome Mr. President, który polecam bo jest genialną komedią. 

Gdy wpadłam w wir koreańskich seriali, Netflix w pewnym momencie nie był już wystarczający.  Na początku tego roku poszukując serialu (Legend of the Blue Sea) ze swoim nowym ulubionym aktorem (Lee Min‑Ho) znalazłam genialną platformę z azjatyckimi serialami 😍 Rakuten VIKI to skarbnica seriali koreańskich, chińskich, japońskich i tajwańskich. Dopiero co odkrywam jego możliwości ale jak na razie jest nieziemsko bo znalazłam tu seriale polecane przez setki osób, które nęciły mnie miesiącami, a nie mogłam ich dostać na Netflixie.

Strona techniczna. Rakuten VIKI ma 2 opcje działania: darmową, gdzie można zobaczyć wybrane seriale bez potrzeby wykupowania abonamentu oraz płatną, która otwiera całą platformę. 

Ciekawe seriale jakie tu znalazłam:

  • (oczywiście) Legend of the Blue Sea
  • What's wrong with secretary Kim
  • Goblin - the lonely and great god
  • Król zakupów Louie
  • Mr. Queen

Podobnie jak wiele innych platform streamingowych, produkcje dostępne są w wielu językach. Ale to o wyróżnia Rakuten jest dostępność wyłącznie napisów, brak wersji dubbingowanych lub z lektorem. Jest to platforma stworzona przez społeczność internetową. Przy językach popularnych takich jak angielski, francuski czy rosyjski najczęściej widnieje oznaczenie  "100%" czyli, że cały film jest z poprawnymi napisami. Co ciekawe często taki opis jest przy języku polskim ale zdarza się też oznaczenie 70% czy 80%. Jako, że przyzwyczaiłam się do oglądania wyłącznie z angielskimi napisami, nie przetestowałam jeszcze jak takie oznaczenie wygląda w praktyce i jak szybko się zmienia. 

Nie mniej polecam platformę wszystkim fanom azjatyckich produkcji 👌 Jest co oglądać.


Ostatnia platforma jest opcją bardziej lokalną gdyż promuje głownie produkcje flamandzkie czyli pochodzące z niderlandzko-języcznej części Belgii. Ale na tym Streamz się nie kończy! Bo Streamz to połącznie telewizji flamandzkiej z HBO! Mamy to dostęp do znanych produkcji takich jak Wikingowie, Czarnobyl, Gra o Tron, Rzym czy Wielkie Kłamstewka.

Streamz zostało stworzone podobnie jak Go-Player tzn. przez kreatorów telewizji satelitarnej. To platforma firmy Telenet, która weszła w kooperację z HBO i stworzyli unikalne miejsce do oglądania najnowszych filmów i seriali. Jest ono świetne pod warunkiem, że rozumie się bardzo dobrze język angielski lub niderlandzki. Dlaczego? Niestety jako platforma lokalna, napisy dostępne są tylko i wyłącznie w po niderlandzku, a lektora nie ma.

Jeśli tak jak ja uczycie się niderlandzkiego, to jest to opcja idealna bo żeby coś zobaczyć to musisz trenować. Filmy dostępne są w językach oryginalnych więc albo oglądasz na luzie po angielsku produkcje HBO albo szlifujesz język na belgijskich produkcjach. 


A na koniec coś co chce wypróbować ale boję się, że wpadnę jak śliwka w kompot i z niego nie wypłynę. Jako wieloletnia fanka Disney'a na pewno w pewnym momencie wykupie ich abonament ale wtedy z zniknę z powierzchni świata 😅 Zatem Soul, Frozen II, Mulan, Alladyn i Onward muszą na mnie poczekać.

Pokolenie odważnych leniwców

kwietnia 11, 2021

Pokolenie odważnych leniwców

Umiejętni ale nie skorzy do pracy. Generacja, która z jednej strony nie boi się nowości i pragnie ciągłego uproszczenia obecnych systemów, a z drugiej nie chce brać na siebie za dużo odpowiedzialności i zamykać się na tylko jedno biuro pracy. Jak bardzo różnią się od swoich poprzedników?


Normalnym jest, że każde pokolenie różni się od poprzedniego w swoich zachowaniach, wierzeniach i celach życiowych. Od czasów końca Drugiej Wojny Światowej każde kolejne pokolenie otrzymuje swój unikalny tytuł, który nawiązuje do ich cech specyficznych lub czasów w jakich żyją i dorastają. Zmiany w podejściu do życia zmieniają się tak naturalnie, jak zmienia się nasze otoczenie. Każde pokolenie wychowane jest w innych realiach i inne wartości wiodą w nim prym. Podkreślić należy, że w każdym państwie lata urodzeń wchodzące do konkretnej generacji są różne, niemniej znajdują w przybliżonej strefie czasowej.

Tą pokoleniową wyliczankę rozpoczęli Baby-Boomers'si czyli osoby urodzone do końca II WŚ (1946r.) do połowy lat 60. XX wieku. (1964-1965r.). Okres ten obejmuje nagły wzrostu urodzeń w czasach powojennych gdy sprawy polityczne i społeczne były nareszcie ustabilizowane i ludzi poczuli się bezpieczni. Baby-Boomers w porównaniu do swoich przed- i międzywojennych rodziców, postawili na skupienie się na sobie, czerpanie radości z życia i wydawanie zarobionych pieniędzy, ale przy utrzymaniu planu oszczędnościowego. Element, który się nie zmienił to model rodziny, oparty na mężczyźnie zarabiającym i utrzymującym niepracującą żonę i ich dzieci.

Obecnie często Boomersów nazywa się pokoleniem naszych dziadków. Choć pewnie tak jak i moi, wielu z nich urodziło się jeszcze za czasów wojny. Niejednokrotnie podciąga się ich pod tą grupę, choć ich właściwą są "Budowniczy" (en. Builders). To wszyscy ci, którzy urodzili się w okresie 20 lat od końca I Wojny Światowej. Ze względu na odległość czasową, nazwy tej się bardzo rzadko używa. Niemniej są oni naszymi protoplastami i zbudowali nam świat w którym obecnie żyjemy

Wracając co wyliczanki - Boomersi wychowali pokolenie X, które symbolizują zagubienie się ludzi w okresie nagłego wzrostu gospodarczego. Są to osoby urodzone od połowy lat 60. do połowy lat 80. XX wieku. W świecie nazywają ich pokoleniem przełomu, podczas gdy w Polsce nazywani są często pokoleniem PRL. Pierwsza generacja, która urodziła się i dorasta w pełni stabilnym świecie i skupia się na swoim bogatym doświadczeniu zawodowym i renomie. Iksy cenią sobie stałe zatrudnienie, są motywowani przez pieniądze, które wydają na rzeczy jakościowe które przetrwają pokolenia. Ta motywacja pieniędzmi, często prowadzi do pracoholizmu - "popularny" wśród tej grupy.

pokolenia X Y Z, generacje w społeczeństwie, boomers, builders

Przechodząc do sedna sprawy.
Czas na milenialsów. 
Młodych, pełnych wigoru i dopiero co wchodzących w prawdziwe życie dorosłych. 


Pokolenie Y to ludzie urodzeni w ostatnich 15-latach XX wieku czyli obecnie będący w okolicach 30 roku życia. Ich tytuły pochodzą od końca kolejnego milenium - milenialsi (en. millenials) oraz angielskiego pytania "why" (pl. dlaczego), będącego jednocześnie dźwiękiem angielskiej litry "Y".  Ygreki nie tylko pytają jak mają coś zrobić, ale przede wszystkim dlaczego mają to zrobić. Chcą robić coś dla wyższego celu, zajmować się czymś, co jest wartościowe i sensowne. 

Ygreki znane są z tendencji do pracy na podstawie umów o dzieło niż wytrawnego poszukiwania umowy o pracę jak ich poprzednicy. Tendencja ta odnosi się również do częstszego otwierania własnych firm. Pokolenie Y powoli wchodzi na rynek pracy i (zauważyłam czytając dziesiątki artykułów przed napisaniem posta, w ramach odświeżenia informacji) wielu pracodawców się ich boi. Dlaczego? (.... jak widać jestem typowym milenialsem🙊) Bo uważani są za osoby leniwe, skupione na sobie i swoim rozwoju oraz uważające swoich szefów za współpracowników, a nie wyżej postawionych przełożonych. Wynika to z tego, że kochani rodzice wpoili im, iż świat leży u ich stóp i mają robić to co uważają za odpowiednie dla nich, a nie to co inni im mówią, że jest dobre. Ale nie taki diabeł straszny. Pokolenie Y to dobrze wykształcona generacja specjalistów, chcących robić coś ciekawego i zbierać doświadczenie zawodowe. Milenialsi nie są znani z przestrzegania twardo ustalonej hierarchii pracy, wręcz odwrotnie. Wolą płaską hierarchię, niską komplikację i przyjazne stosunki międzyludzkie. Autorytety stały się passe, niepotrzebne.

Pokolenie Przełomu poza pewnością siebie milenialsów, dało im również technologię. Są oni pierwszym pokoleniem, które dorastało i rozwijało się z technologią, znają jej początek i rośli razem z nią. Jednym z rzadziej używanych określeń wobec milenialsów to "pokolenie cyfrowe". Z raportu "OMG!, czyli jak mówić do polskich milenialsów", przygotowanego przez Odyseja Public Relations i Mobile Institute wynika, że ponad 60% polskich milenialsów💬 na co dzień korzysta ze smartfona. Podczas gdy w krajach nordyckich współczynnik ten wynosi ponad 90%. Pokolenie Y, jest przyzwyczajone do wszechogarniającej technologii i wiedzą jak jej używać, ale nie zrezygnowali z przyjaźni i stosunków międzyludzkich. Chętnie uczą się języków, żeby ułatwić komunikację; podróżują, żeby poznać się nawzajem. To budowniczy społeczeństwa globalnego. 

Co jeszcze charakteryzuje milenialsów?
 
  • Wykorzystywanie możliwości mediów społecznościowych. Przeważająca większość pokolenia Y jest na przynajmniej jednej platformie - powiecie, tak jak i Pokolenie X, ale sęk w tym, że Ygreki czują się w nich jak ryba w wodzie. Poruszanie się w między nimi nie stanowi dla nich żadnego problemu.
  • Ygreki jako pokolenie szybko-nudzących się, wiecznie szuka nowych rozwiązań i możliwości zrobienia tego inaczej. Dąży do eliminacji powtarzalnych i bezsensownych czynności i protokołów
  • Wychowani i rozpieszczani przez Pokolenie X, milenialsi mają duże poczucie własnej wartości, co wpływa na słabe znoszenie krytykę. Pewne siebie mądre Ygreki, nie lubią gdy mówi im się, że zrobili coś źle. Facebook'owe "lajki" weszły też do biura i praca może być "lajkowana" lub ewentualnie skorygowana, ale nie zła.
  • Są wykształceni i chcą się dalej kształcić. Wielu się śmieje i dowcipkuje "to co, jakie kolejne studia?", "może jeszcze jakiś kurs strzelisz?". Pokolenie Y podąża za nowymi możliwościami rozwoju i doświadczeniem. Niestety, przez to są też uważani za nie lojalnych. Wielokrotnie zmieniają pracę i nie boją się zaryzykować, wchodząc do nieznanego im wcześniej sektora. Są, w porównaniu do swoich rodziców i dziadków, niezwykle elastyczni. Potrafią się dostosować do nowych warunków tak, szybko jak zmieniała się technologia gdy byli dziećmi. 

Czuję się pełnoprawnym milenialsem.
Podpisuję się pod każdym wymienionym aspektem.

To co w moim przypadku się nie zgadza to często wymieniane przy opisach milenialsów kupowanie przez Internet. Wielu znajomych, szczególnie tych z Europy Zachodniej, rzeczywiście preferuje tą formę zakupów. Osobiście nie leży mi i więcej przyjemności daje mi przejście się do sklepu i ewentualna rozmowa ze sprzedawcą o wadach i zaletach np. elektroniki. Drugim elementem wymienionym, przez Deloitte w swoim porównaniu pokoleń Y i Z (urodzeni między 1999-2010 rokiem), z jakim się nie zgadzam jest przywiązanie Ygreków do marek. Częściej w moim otoczeniu i miejscach gdzie bywałam, zauważałam generację Z jako tą, która wybierała znane marki i lubiła je eksponować. Jestem teraz ciekawa, czy takie było moje szczęście? Czy może źle przyjęłam wiek kupujących? Bo w dalszym ciągu ciężko mi przyjąć do zrozumienia, że ci urodzeni w pierwszych latach XXI wieku mają 18 i więcej lat😱😵🙈 

Dwie części z którymi najbardziej się zgadzam to technologia i wykształcenie. Zgadzam się zarówno z ich elementami negatywnymi jak przyklejenie do ekranu, robienie wszystkiego za pomocą komputera oraz trudności w przejściu ze studiów do życia zawodowego i dorosłego; jak i z elementami pozytywnymi takimi jak chęć zdobywania szerokiej wiedzy i wprowadzanie nowych nieskomplikowanych procesów.

Już kiedyś wiele czytałam o różnicach pokoleniowych. Jeszcze bardziej zainteresował mnie ten temat odkąd zaczęłam zauważać podobieństwa między zachowaniami dziadków i moich i mojego zagranicznego narzeczonego, moimi rodzicami i jego, oraz naszymi przyjaciółmi. Wygląda na to że pomimo tak różnych historii państw i rodzin, są między nami podobieństwa. Oczywiście podziały charakterów i cech ludzkich według dekady ich urodzenia to tylko część prawdy. Można w to tak samo wierzyć jak w znaki zodiaku czy cechy przypisane imionom. W każdym z tych podziałów znajdzie się coś co będzie pasować a co nie, tak jak w każdym pokoleniu znajdą się Smerfy pracusie, leniuchy, siłacze i ważniacy.


Nurtuje mnie jedna sprawa. Dlaczego nazwa milenialsi negatywnie się kojarzy? Maja oni (w tym i ja😉) tak samo wiele zalet jak i wad, co inne pokolenia, a uważani są za tych "złych". Kolejne pokolenie - Z, lub inaczej Alfa - jest zupełnie inaczej postrzegane, bardziej pozytywnie. Jak się do tego odnosicie?

Copyright © Project-Pati , Blogger